Wrażliwa, pełna marzeń i ciekawa świata. Skryta w sobie i jednocześnie ograniczana przez mentalność środowiska i dziecięce możliwości. Ale marzenia, choć wydawały się tylko sferą do której ta dziewczynka uciekała, gdy nie było łatwo, zaczęły się realizować i z czasem ta mała, nieśmiała osóbka dorosła by być szczęściarą, bo to co kiedyś boleśnie doświadczyło, teraz pomogło docenić to, co przyszło z czasem…
Moje artystyczne poszukiwania siebie, zaczęły się gdy miałam kilka lat. Całe dzieciństwo, to świat zamknięty w rysowaniu , malowaniu, majsterkowaniu i odkrywaniu samej tego, co inni mieli podane na dłoni. Długie doświadczanie i identyfikowanie siebie, wciąż negowane przez rodziców, przesunęły w czasie to, z czym zasypiałam każdego dnia i budziłam się następnego. Przesunęły, ale nie zabiły.
Moja przygoda z malarstwem zaczęła się jeszcze w Polsce i dzięki mojemu nauczycielowi oraz środowisku artystycznemu, które przyjęło mnie bezkrytycznie pod swoją pieczę i stało się dla mnie bezpieczną przystanią – mogłam doskonalić moje bardzo naiwne początki z czasem stawiając coraz odważniejsze kroki. Nigdy jednak nie starałam się nikogo naśladować, a jedynie czerpać wiedzę z tego, jak inni artyści wielcy, czy bardzo skromni i nieznani odczytują ten świat i w jaki sposób swoje odczucia przenoszą na płótno.
Od początku byłam niecierpliwa, czułam, że chcę malować impresjonistycznie, chwytając ulotne subiektywne wrażenia, szybko, jakbym chciała nadrobić te stracone 20 lat. Od razu rozmiłowałam się poszukiwaniu kolorów, w fakturze farb olejnych, szpachli, zapachu terpentyny. Moje małe auto i moja pracownia za domem miały ten sam zapach. Rozkochałam się też w malarstwie plenerowym. Kontakt – ja i natura, spokój, światło, wiatr, cisza – dawało mi tyle przyjemności, że pisząc te słowa już za tym tęsknię…
W ciągu kilku lat moje prace wystawiano ponad 20-krotnie w różnorodnych polskich instytucjach kulturalnych, na plenerach artystycznych i wystawach międzynarodowych.
Przybyłam do Belgii w grudniu 2014. Czas zmiany nie był czasem sprzyjającym tworzeniu. Nowe miejsce musiało mnie znaleźć a ja musiałam znaleźć się w nowym miejscu.
Potrzebowałam trochę czasu.
Nastąpiła transformacja. Wskutek medytacji i wewnętrznej pracy nad sobą, zapragnęłam aby malować bardziej ekspresyjnie, z niecierpliwością znajdowania czegoś, co wisiało gdzieś nade mną w przestrzeni, bez oczekiwania na formę. Delektowałam się samym aktem stworzenia – barwą, uczuciem, energią.
Zmiana ta pokazała mi nową drogę, ale drogę, której nie odbieram jako przesądzonej, ale jedynie jako coś ku odkrywaniu nieskończoności siebie od nowa w niekończącej się podróży. Pogłębianiu własnej wrażliwości, znajdowaniu szczęścia w chwili.